Filmowa odsłona Vyšehrádu jest w pewnym sensie fenomenem. Wzrastała przecież stopniowo licząc od wyemitowanej jeszcze w roku 2016 10-odcinkowej niskobudżetowej serialowej formy, na odlew i bez namysłu walącej w rodzime piłkarskie środowisko. Pomijam, że już wtedy Jakub Štáfek – chłopak z aktorską kartą w postaci serialu Ulice i Specialisté -nie dostrzegał, by jego ekranowe alter ego było przesadną parabolą. Ponieważ przy tym sam Štáfek zdawał się zawsze człowiekiem dość prostej podbudowy, ja tę – co by nie mówić aluzję – przyjmowałem. Gdy wszak do tego dodać niełatwy czas koronawirusa, gdy obraz powstawał, zgromadzony budżet, sporo aktorskich nazwisk – trzeba się przed tym sympatycznym chłopakiem nisko ukłonić.
Inaczej jest gdy Vyšehrád miałby doczekać się bardziej artystycznych opinii. Należałoby wtedy wziąć pod uwagę segment filmów, do którego Vyšehrád chcemy zakwalifikować. Licząc bowiem mocno wtórne i “amerykanizujące” produkcje o romantycznym podtekście pokroju Po čem muži touží , należy docenić autorski pomysł filmu Štáfka. Postawił na lokalne środowisko piłkarskie, mocny przekaz i konsekwentnie trywializującą formułę ocierającą się o pornografię.
Vyšehrád w swej filmowej odsłonie, gdzie przecież już sam Julius Lavický – filmowe alter ego Štáfka – pozwala zapełnić obraz , dla twórców okazał się tylko zarysem. Pełne oblicze poznajemy dopiero, gdy do życia naszego bohatera wstępuje ośmioletni syn z IQ słabo korespondującym z tatą-kopaczem, brudne pieniądze pożyczone na poczet ślubu i teść slawista. Zresztą doliczając serialowego menadżera Jardu w staro-nowej odsłonie Jakuba Prachářa, torpedujące nas niemiłosiernie oralno-narkotykowe gagi, uderza nas poczucie niekończącej się zajawki. Widz może czuć się zmęczony, a przykładając dość podobną estetyczną stronę podanego nam humoru, trochę to ciąży. Może miało tak być, a może też nie przyszła w czas nad tym żadna refleksja.
Podsumowując więc filmowy Vyšehrád podżyrowując kilka młodych głów o sporym talencie komercyjno-marketingowym namieszał w rodzimym przemyśle filmowym. Tak też według nas przy całym swoim permisywnym bagażu powinien być oceniany. Gdy zaś dodać czeski koloryt, igraszki z klubowymi antagonizmami, sporo mocnych epizodów, jak te Miroslava Hanuša alias Taťka z FAČR z parą osiłków Plesl-Novotný, czy sam Tomáš Rosický z kilkorgiem dalszych byłych futbalistów, nie można całości odebrać jakiegoś tam uroku. Artystycznie z kolei wystarczy odrobinę inaczej skonfigurować oczekiwania.
Z innych wpisów polecamy: Teroristka-czyli aktorska trupa bez precedensu, Miroslav Krobot-czyli Pan Ewenement, Česká Skalice-czyli nieobiektywny przegląd knajpiany, Czeska geopolityka-czyli strategia poszukiwania politycznego alibi, To nie jest raj Michała Zabłockiego-czyli to nie jest raj, Severka-czyli Dycky Most.
Photo © Bioscop