Kiedy David Ondříček kręcił film Dukla 61 miał dosyć prosty plan. Nie miało być intelektualnie, a bardzo silnie i emocjonalnie, tak by widz dostał się do świata Havířovskiego górnika. Zapewne dlatego na tle prawdziwej historii, postawił postać fikcyjną, osiemnastoletniego Petra, który wobec brzemiennej narzeczonej zmuszony jest puścić się w wir havířowskiego piekła. Dochodzi całe rodzinne tło rodziców Petra, coraz bardziej ”klaustrofobiczny” ojciec, tudzież smaczki górniczych wiązanek, czy fikcyjna bójka z ratownikami górniczymi podczas comiesięcznego przepijania paska. Te proporcje dla mnie były uchwycone idealnie, co reżyser zawdzięcza solidnej bazie dokumentalnej, zaczynając od Klubu přátel hornického muzea z Havířova, przez wspomnienia ludzi bezpośrednio biorących udział w tragedii, i nie wyłączając konsultacji samych ratowników górniczych.
Jednak nie pomniejszając wagi solidnie odrobionej dokumentalnej pracy domowej samej Dukli, bardzo istotna a przy tym - jak wyszło później - najbardziej kontrowersyjna okazała się sprawa Ostrawskiego narzecza. Martha Issová, prywatnie żona reżysera i jeden z najsolidniejszych punktów tego obrazu, spędziła sporo czasu z mamą ostrawskiego aktora, Roberta Mikluše, by wejść w świat tej gwary. Zresztą lingwistyczne podłoże tego obrazu, cała ta słowacko-węgiersko-polsko-śląsko-czeska wariacja to największy koloryt górniczej rzeczywistości spod znaku Ja su haviř, kdo je vic. W tym filmie po prostu bije w oczy ta nieposkromiona językowa różnorodność, zjawisko niezwykle oryginalne i ciekawe.
A co z tego wyszło, chyba David Ondříček do końca nie przewidział. Wydobył Jiřího Langmajera z otmętów ról podstarzałych pięćdziesięcioletnich dandysów w rodzaju Špunti na vodě i Bezva ženská na krku, by wreszcie zagrać rolę na miarę swojego teatralnego i filmowego talentu. Zaangażował sporo ciekawych nazwisk jak choćby Marek Taclík, czy Peter Nádasdi z niedocenioną zupełnie rolą w filmie Meruňkový ostrov. Jednak nie przewidział jednego, a mianowicie oporu ostrawskich lokalsów. Ci rzucili gromy na całe to praskie towarzystwo, śmietankę ze ”stolycy”, wyśmiali pražský přizvuk, który z gwarą wypadł ponoć nietęgo. Bo niech sobie Prażaki kręcą filmy o Sparcie, ale nasz świat zostawią w spokoju, mamy w końcu swoich aktorów.
I w tym wszystkim trudno mi się odnaleźć. Ponoć jednak havířowskie lata sześćdziesiąte dzielą wieki od dzisiejszego języka, może też niechęć do Pragi znalazła sobie szansę dla egzemplifikacji, może czyjeś prywatne ambicje zostały zranione. Ja mimo wszystko obstawałbym przy walorach telewizyjnego filmu, który poza należną mu estymą napotkał małą burzę w szklance wody. Aktorskie tuzy, świetne ujęcia, baza dokumentalna, fabularny gaz i na koniec David Ondříček wydreptujący sobie drogę do swojego marzenia, filmu o Emilu Zátopku to przecież sporo. A rzeczona burza w szklance wody niech starczy za dowód, że i Czesi muszą się czasem pokłócić.
Jeśli nasz tekst wniósł cokolwiek do waszego życia, czy choćby doceniacie nasz czas i wiedzę, zawsze możecie kupić coś w naszym sklepie! Nie jesteśmy tu z przypadku a pielęgnowanej lata pasji. blešák_po_polsku umożliwia nam ją kontynuować. U nas - nowe czy stare - wszystko sprzedajemy z serca, za uczciwe pieniądze, szybko i rzetelnie.
Photo © Česká televize / Jiří Zerzoň