Kobieta z dzieckiem za wierzbą

Vodník to w obrębie detektywistycznych miniserii delikates jaki w czeskiej telewizji nie trafia się  często. Zjawisko to tym ciekawsze, że Viktor Tauš, mocniejszy producencko niż reżyseryjnie, stworzył pewną wizualną nowość na fundamentach kilku ogranych serii spod znaku Detektivové od Nejsvětějši trojice. Pozostają więc i proza Michala Sýkory, scenariusze Petra Jarhovského, i obecność Jana Hřebejka, który w tym temacie popełnił ich już dwie. Vodník jednak jako luźne nawiązanie do swego scenariuszowego rodzeństwa(Případ pro Exorcistu, Pět mrtvých psů oraz Modré stíny) jest najokazalszy.

Objawia się nam dopieszczony obraz w proporcjach zupełnie nietelewizyjnych. Choć i warte odnotowania, że Tauš sięga po bardzo podatny na wizualne rzemiosło i grę szczegółem scenariusz. Parne i duszące lato z morderstwem na niemowlaku w swoim centrum to w końcu potężny ładunek. Mamy rok 87, prowincja końca komunizmu nie zapowiada nowego, pot, bezruch i ten potworny malec grający na nerwach całej lokalnej społeczności. Gdy dochodzi do zbrodni, wszystko ustaje, choć sąsiadujące rodzajowe kolaże kilku planów budzą wciąż napięcie. Szybka interwencja StB, aresztowania i “łącznik“ po latach postanawiający przywrócić sprawę żywym. Trochę w tym zapewne ogranego dwuliniowego przejścia do współczesności, ale nadal pejzaż zbrodni robi swoje. Bywa oczywiście, że Tauš operuje wizją na granicy, czasami lewituje, ale gubi się to w całości. Nadal czujemy strach przed prowincją, łamani wpół różnymi formatami na linii przeszłość- współczesność boimy się tej zbrodni.

Jednocześnie bardzo emocjonalna Klára Melíšková, wgryzająca się w tę psychologiczną łamigłówkę, nie daje nam od siebie odpocząć, bo i sposób filmowania większości głównych figur tego obrazu rozdyma emocje bliskością kadru. Nowoczesne interiery policji, kamera z zewnątrz, słyszalne dyskusje, potem twarze prowincji, z bliska i w sposób wyłuskujący życiowe klątwy. To nie daje złudzeń – współczesne jestestwa ówczesnych  bohaterów tego dramatu nie chcą powrotu do przeszłości.

Gdzieś nieopodal jest też niepowtarzalny Mirek Krobot – podówczas początkujący kryminalista – na emeryturze gadający z papugą i wdający się w spory z bardzo wyemancypowaną zawodowo uczennicą. Tu barwami dla nich jest liryczna przyroda w sekwencji z gwałtownością policyjnych przekomarzań. To jednak idzie gdzieś bokiem.

W pierwszej swej odsłonie Vodník przerzuca nas między równoległymi planami, stylistycznie godzi ogień z wodą dając paralelną dynamikę zdarzeń. Potem zmierza to w stronę teatralnej kameralności, której dramaturgia to rozwiązujące się supły zagadek i motywacji aktorów tej niecnej przeszłości. Miroslav Hanuš jako StB-acki strażnik spokoju dusz i współczesny krezus, Václav Neužil pogrążony w świecie dawnych frustracji i Zuzana Stivínová, nadają ramy tej tajemnicy.  Zresztą cała ta teatralna “ekipa“ staje w prawdzie, wykrzykując swoje życie i posuwając materię prywatnego dochodzenia do finału.

Vodník w swym scenariuszu też szarżuje, szwankują zręby trzeciego aktu, ale osobiste motywy wielu drugoplanowych motywów filmu przez swą psychologiczną złożoność, oraz finezję obrazu, bardzo Vodníka wyróżniają. Dobrze wkomponowany zdaje się nawet poczciwy starzec – aktualny właściciel tego przybytku – co raz podejmujący niezłomne próby ugoszczenia ciastem. Mnie niepotrzebnie wydał się też trochę lynchowski w swej “diabelskiej“ jowialności, choć prawdopodobnie odegrał w scenariuszu rolę klamry.

Na koniec tylko o proporcjach. Vodník niesie w sobie grzechy, być może postawił zbyt mocno na obraz, być może nie zagrało kilka oklepanych klisz w scenariuszu, ale jednak całość daje niezłomną wiarę w jakość czeskiej telewizji.

Photo © Česká televize / Pavla Černá

Similar Posts