Klec Jiřího Stracha bardzo przekonuje w swojej skromnej telewizyjnej formie. Niby jest kameralnie, szablonowość fabularnej linii nie zdobywa się na jakąś niezależność, a wciąż jednak wygrywa solidna filmowa sztuka w swoim telewizyjnym wydaniu. Ta w Czechach zresztą jest szczególnie żywa i ma się nie najgorzej. Przywołać z tuzin solidnych produkcji z ostatnich lat to żaden kłopot , a biorąc pod uwagę ich budżet, czy nadużywany w Polsce w etatowej telewizji termin „misja”, to wynik optymistyczny. Rašín, Můj strýček Archimedes, Dukla 61, Osmy, Monstrum to tylko czubek tego zjawiska.
Klec w stawce trzyma się solidnie, a gdy iść tropem budżetu i kameralności, wydaje się obrazem o wyjątkowo małym rozmachu. Kościelna parafia, wnętrza kościoła, kilka jeszcze ujęć i tytułowa klatka sutereny głównej bohaterki Květy Galové. Ta grana przez dożywającą swych dni Jiřine Bohdalovou pięknie wypełnia resztę. Na dodatek Kryštof Hádek, pierwszy raz po czeskim lwie za Kobry a užovky, i wcześniejszym 3 sezóny v pekle, gra na miarę swoich aktorskich ambicji.
Klec jest boleśnie skrupulatny, idzie swoim przewidzianym tropem, nie zaskakuje, daje się też w toku swej fabuły łatwo przewidzieć. My jednak nie chcemy dać się zaskoczyć, bo starcza nam warsztat naszej tytułowej dwójki, skromny interier, i kilka pobocznych ról wykreślających ramy tego obrazu.
Starość Květy Galové jest symptomatyczna, nieustająca celebra tych paru wydarzeń w tygodniowej rozpisce, bezsenne noce i życiowa wtórność. Ono, życie już przeleciało. I jest tylko ten cholerny reżim trzymający przy życiu. Cierpi, smutek dosięga telewidza, a przecież jeszcze nic się nie wydarzyło. Ot stary człowiek na finalnym etapie życia. Jiřina Bohdalová przykuwa uwagę, wymierza nam inkrust emocji, jej starość, zdawkowa, oszczędna i przemyślana, jest po prostu piękna warsztatowo.
No i jest ten “młody dżentelmen z przeszłością podawaną w skromnych retrospekcjach “targający się na jej świat. Jakieś drzewo genealogiczne, jakaś kawa, tytułowa klatka zaczyna wpychać do siebie ich życiorysy. Wszyscy wiemy, że nie będzie do śmiechu. Po paru gestach przyjdzie prawdziwe otwarcie, a klatka bezpowrotnie się zamknie. On przejdzie wszelkie oblicza swoich duchowych zakamarków, a ona zachowa tę wyjątkową starczą godność.
I tak Jiří Strach poprowadzi nas już do finału. Bez zakrętów, ze wsparciem muzyki Brzobohatého, i ze wszystkimi swoimi serialowymi „dewocjonaliami“. Przy tym jednak tak, jakby to miało być. Ten film mając swe niezaprzeczalne niedoskonałości zdecydowanie wart jest naszego czasu. Serdecznie polecamy.
Photo © Česká televize / Pavla Černá