Jews by Choice to dokument prostoduszny i czysty w swych intencjach. Zliczając całą stertę artefaktów, jakimi obdarzamy naszych południowych sąsiadów, różne w swej relacji z Bogiem historie, sam ten obraz  staje przecież przed zadaniem pełnym wieloznaczności. 

My jednak od pierwszych chwil nasłuchujemy człowieka, wspominającego swe elementarne refleksje nad Bogiem i spoglądamy z góry na piękną Synagogę w Karniowie. Dość uniwersalnie zważywszy, że to prawie zawsze humor kanalizuje treści, z którymi Czesi sobie nie radzą. A że z Bogiem, konfesyjnością, czy choćby z chrześcijańskim pochówkiem tak jest, trudno powątpiewać. W końcu Jan Hřebejk i Petr Jarchovský w Pelíškach nie bez powodu potrzebowali tylko jednej kamienicy i nastu gagów, by opowiedzieć traumę 68 roku. 

Tę naszą piękną opowieść Jews by Choice ( Justyna Gawełko i Tomer Slutzky) rozpoczyna osobisty wątek człowieka, któremu życie sufluje metafizyczne treści. Wspólnota 450 Żydów Krnova  jeszcze przed Monachium, przekład Tory z pchlego targu, tudzież zegar mający skrywać historię żydowskich korzeni, nie są tu przypadkowe. Skądinąd to właśnie ten “nieszczęsny”  zegar kazał mi pierwszy raz powątpiewać, czy autorzy zręcznie nie manipulują wariacją znaczeń. Nie istnieje wszak nieuprzedzony umysł, a te nasze są pełne czeskich slapsticków.

Ta myśl ustąpiła pod naporem dalszej części filmu kręconego na przestrzeni  7 lat, przez co elementy groteskowe( tych nie brakuje)  przypisaliśmy poczuciu humoru Pana Boga. Wszak matryca z jednym z najbardziej zlaicyzowanych narodów, prowincjonalnym Krnovem, problemami z konwersją przy udziale Rabina i twórcy Teatru Midraszowego z Polski, to jak z Mrożka. 

I tak przygraniczna Synagoga, mająca zgodnie z jednym z pomysłów po powodzi 97 roku zniknąć, swym leniwym życiem napełnia się treścią. W planie dnia stają: koszerność, śpiew, studia nad Torą, oczekiwany finał w postaci Giyur dopełniającego formalnej konwersji. Tuż obok towarzyszą temu zobiektywizowane prawa, nadające instytucjonalizowaniu się  wspólnoty ludzki wymiar. Bo czy można  przy pomocy obrządku stać się Żydem i uciec od romskich korzeni? Czy droga duchowa uczestników nie była raptem tylko popkulturową ciekawostką na mapie miasta? I co najistotniejsze, czy – a tak rozumiem rozłam przy okazji próby wstąpienia do The European Union for Progressive Judaism – droga do Boga nie powinna być ciernista, jak może okazało się na koniec?

Jews by Choice  wiele zawdzięcza swej wielowymiarowości. Ta historia jest tak bogata w treść, jakby dźwięk i obraz dokumentu służyły tylko temu, aby ktoś mógł się nad tym pochylić. Jednocześnie uważność autorów filmu i kamera szperająca po zakamarkach życia bohaterów są bezcenne. Wszystkie te drobne metatreści z młodym Borysem na tle komputerowej strzelanki przed Bar Mitzvah, Bronislav nad piwem ratujący już chyba tylko strzępy swego “duchowego” jestestwa, „śpiewające ego” Jirki, czy najbardziej naczelne zgorzknienie Aharona i Kamili. Ci podążąjąc za duchową potrzebą przecież wciąż prawdopodobnie mają swój cel przed sobą.  

Z innych wpisów polecamy: Norbert Lichý – czyli ostrawski Pan aktor, Betlemské světlo-czyli jak miło tego pana u nas gościć, Šarlatán-czyli świetna historia bez filmowego przesłania, Hana-czyli dobrze poprowadzone trzy międzypokoleniowe narracje, Škvorecký café – czyli być tam to czysta przyjemność.

Photo ©JewsbyChoice