Grunt. Anna Malchárková

Grunt nie miał być dla mnie czytelniczym przełomem. Już długi czas nie spotkałem w czeskiej beletrii niczego co zrzuciłoby mnie z fotela, tym bardziej nie spodziewałem się fajerwerków i tu. Obniżał oczekiwania jeszcze lokalny temat, czy choćby Anna Malchárková swojego pisarskiego powołania szukająca w drugiej części życia. Trochę mi to trąciło prowincjonalną nauczycielką motywowaną do większych aspiracji przez jedną z drugą panią Helę z pokoju nauczycielskiego. To przy tym oczywiście było tylko moje nieuczciwe wyobrażenie. No ale skoro nie ufam nagrodom, pasażom pochwał na rewersach książek, rynkom wydawniczym, dlaczego miałbym zaufać teraz? Bo czasem to ciekawe – jak tym razem – może przyjść z mało oczekiwanej strony.

Anna Malchárková stworzyła w tej historii imponujące epitafium ku czci ziemi. Bo przecież Rothowie, Struhalowie, znachorka, ,tudzież cały ten przaśny knajpiany sygnalista bazgrający po ogrodzeniu w imię lepszych czasów, to tylko egzemplyfikacja. Malchárková u zarania fabuły bowiem rzuca klątwę na porywczego Ignaca i jego rodzinę tylko dla odpowiedniego tonażu emocji. Obdarza  małżeństwem z rozsądku, tragedią śmierci dziecka, niemal szekspirowską miłością dwójki młodych nieświadomych zależności uwikłanych w czasy rodziców. Ten ładunek to jednak raptem chwilowi bohaterowie uniwersalnych prawd, które nachodzą czytelnika ex post.

Ciekawe następuje i wcześniej. Grunt to w końcu świetny opis brutalnej kolektywizacji lat pięćdziesiątych, komunistycznych młynów systematycznie demolujących lokalne więzi, wypracowane schematy, chłopski rozum, bogactwo, czy choćby przedbismarckowski wycug. Idzie ten proces z siłą ognia, wybiera wyposzczonych życiowo, obdarza durnym komunistycznym pustosłowiem i prze naprzód nie bacząc na ofiary.

Dla większości wraz ze mną ten leitmotiv nie budzi wątpliwości. Lecz kusi mnie również tych parę współczesnych autorskich wskazówek z początku i końca Gruntu. Są próbą egzegezy roli ziemi w naszym życiu. Ta upada i traci swoje znaczenie. W gąszczu łańcuchów logistycznych konsumpcjonizm nie znajduje dla niej miejsca. I nawet jeśli ustępuje jakościowo solidnej pracy autorki z retrospekcyjnej części Gruntu, wzbogaca tę świetnie udokumentowaną narrację.

Całościowo więc Grunt to niezwykle cenny wyłom w czeskiej beletrii. Daleko wykracza poza nadużywany tam strumień myśli, a jej narracja wprzęgająca historię hulczyńskiej ziemi w tę jedną jedyną chłopską prawdę, ujmuje mnie jako czytelnika.

Photo © czechypopolsku.pl

Similar Posts