Plakat Franty mimozemšťana z latającym talerzem w centrum nie pozostawia wątpliwości, że to ten właśnie element zdeterminuje ten obraz. Już samo to nawet przy marniejącej w oczach czeskiej kinematografii, dawało filmowi cień nadziei, czy szansę na nowe otwarcie. W końcu tego numeru akurat Czesi nie grali. Potem oczywiście przychodzi nazwisko scenarzysty i reżysera Rudolfa Havlíka z dorobkiem niedającym pola, by iść w przewidywaniach zbyt daleko. Wszystko zaś redukują starzy aktorscy wyjadacze, zapełniający pierwszy i drugi plan prawie każdej czeskiej kinowej produkcji. Nowością jest tu raptem tylko ujmująco ciepły i serdeczny ostrawski aktor Filip Březina, krótko po swym największym życiowym osiągnięciu tzn. serialu “Smysl pro Tumor”. Gdy zestawimy więc jeszcze przed seansem tę aktorską sztance, temat i dobroducha Březinę, liczymy tylko na odrobinę jakości.
Franta mimozemšťan niestety mimo już ubogich warunków wstępnych od razu każe widzowi stracić resztki nadzieji. I nie idzie tu o reżysera lekkich komedii i kompletowania obsady od Langoša( Jiřího Langmajera). I takie komedie wszak można robić nieźle. Tu jednak aktorzy nie mają, co grać, a skala niechlujności poraża. A nie chodzi przy tym tylko o te nieszczęsne kręgi w zbożu, przypominającym trawę- to tylko taki tam niuans.
Czym więc dysponujemy? Młodym pięknoduchem i amatorem astronomii w jednym, oraz miejscowym punkiem(Franta), z których po zakrapianej imprezie i wskutek fabularnie mało czytelnych okoliczności, ten drugi “gubi ciało” na rzecz kosmity. Fakt ten mieszkańcom z początku nieznany, buduje namiastkę fabuły. I tak nasz kosmita w ciele Jakuba Prachařa latając po wsi i szukając niejakiego Karadara wprawia w osłupienie ją samą i jej instytucjonalne zręby(burmistrz i lokalna policjantka). Reżyser rzuca do gry durne stereotypy vide: burmistrz Picek(Vasil Fridrich) ze swoimi dotacjami z UE, szaloną policjantkę(Erika Stárková) w nieokreślonym epokowo stroju, jakichś mało rozgarniętych pieniaczy. Po drugiej suflują im Prachař „tańczący popping”, nieidentyfikowalna i mało rozgarnięta agentka, i tak sobie to płynie aż do finału. Tam generał Sokol (Jiří Langmajer w najgłupszym epizodzie kariery) wbija się do gospody, by po paru perypetiach nakreślić szczęśliwy finał. .
Franta mimozemšťan nie dysponuje fabułą, scenariuszem, ani dialogami. Wszystko się tu sypie, połatane z wątków, z których każdy samodzielnie nie wytrzymuje elementarnej krytyki. A dalej nie chce się już nawet pisać.
p.s. Tak- Tereza Ramba w koszulce Nirvany na pogrzebie zmartwychwstałego męża jest całkiem zabawna
Z innych wpisów polecamy: Dětský svět w Ostrawie-czyli miło spędzone dwie godziny, Brádlerovy boudy – czyli czeskie Karkonosze i udany skok w przeszłość, Škvorecký café – czyli być tam to czysta przyjemność, Bábovka poválečná s pudinkovým práškem-czyli w święta bez doktoratów, Utopence-czyli po prostu topielce.
Photo © Vojtěch Resler / Fénix Film