Buď chlap okazał się dla nas filmem z konieczności. Niczego innego czeskiej produkcji wówczas po prostu nie grali. Nie ukrywamy przy tym sympatii dla kilkorga aktorów z zajawki, więc przesadnego przymusu też nie czuliśmy.
Pavel alias Jakub Prachař, czy może na odwrót, to dzieciak w dorosłych portkach z zestawem retrospekcji, z którymi widz zostaje zapoznany w telegraficznym skrócie już na samym początku. Sporo sympatycznych klisz z dobraną muzyką, tata z pasjami, śliczna sąsiadka, wspólne wspomnienia i te nieszczęsne niebieskie policyjne światła pod domem. Późniejsza przeprowadzka w mniej baśniowe otoczenie, nie do końca dorosłe życie kawalera z gromadką rozwrzeszczanych bab, i spotkanie miłości sprzed lat zwiastuje rys całej fabuły. Do tego momentu w zasadzie ten szkielet scenariusza budzi nadzieję, że otrzymamy solidne, czy przynajmniej poprawne komercyjne kino.
Niestety to, co wydawało się potencjałem, zostało złamane przez brak pomysłu autorów, co do późniejszej dramaturgii. Nie dotykam tu bezzasadnej w czeskiej kinomatografii anglojęzycznej muzyki(przypomnijcie sobie kapitalną czeską ścieżkę dźwiękową Pelíšek), behawioralnych rysów, gdy niczym wróżbici znamy szczegółowy plan fabuły wraz z happy endem. To w chwili kinowej ułomności rozumu widza, bym wybaczył. Doceniłbym też tę wyeksploatowaną sztancę, że na każdą czeską komedię musi przypadać od biedy choć jeden ze słowackim narzeczem. Ale już te trzy surowe motywy fabuły vide: otyły Słowak w rękach mizogińskiego oszusta ze szkoły przetrwania, Tereza( Tereza Ramba) taplająca się w bagnie i techniczna nowinka głównego bohatera w postaci nieprzemakalnej lustrzanki, to już o krok za daleko. Być może tak widz miał się szykować do finałowego numeru z niedźwiedziem, który już jawnie zaprzecza poczytalności reżysera.
Słowem przy Buď chlap trudno sercu mimo rozlicznych prób spotkać się z rozumem. Zbyt wiele tu kiksów, klisz i bubli, a reżyserska fanfaronada użytych środków widza przytłacza. I nawet ten wątek młodego chłopca ze spektrum autyzmu, wartościowy w każdych innych okolicznościach, tu zdaje się niepotrzebny. Tak czy siak, był tu pewien potencjał i plejada wybornych aktorów. Diabeł jednak namieszał i zostali sami aktorzy.
Z innych wpisów polecamy: Jemné buchty – czyli czeska klasyka w delikatnym wydaniu, Anna Malchárková i Grunt – czyli piękna narracja ku czci ziemi, Hospůdka Czeska Restauracja-czyli pierwsza nasza piątka na mapie Polski, Severka-czyli Dycky Most, Miroslav Krobot-czyli Pan Ewenement.
Photo © Bioscop