Sudetenland - czyli w świecie niezmąconej nienawiści

 

Czeska aksamitna rewolucja bez powojennych wysiedleń Niemców sudeckich może wydawać się wyobrażeniem dość karkołomnym. Poruszamy się przecież po tych samych wydeptanych ścieżkach, gdzie Monachium, Hácha, dekrety Beneša, praska wiosna tudzież aksamitna rewolucja wymieniane są raz za razem. Trudno uciec od tych przyzwyczajeń. Licentia poetica ma przy tym swoje prawa, a  Leoš Kyša z całym swoim dorobkiem science-fiction używa jej oszczędnie. Zresztą wycinki z gazet rozpoczynające rozdziały i tworzące prasowe  tło, trzymają samego Kyšę mocno przy ziemi. Korzysta on z całego dobrodziejstwa artefaktów epoki z niechrześcijańskimi ilościami petów, kawą dla ciekawych mocnych wrażeń, starym trabantem, czy artykułami dyktowanymi po kablu. Nie zmieniło się od tamtych czasów właściwie tylko jedno - dziennikarz w natłoku zdarzeń jadł tylko wtedy, gdy mu się przypomniało.

Kiedy główny bohater Sudetenlandu Daniel Lichke - regionalny korespondent Mladé Fronty z Ostrawy  - przybywa do Bruntálu, stare miesza się z nowym. Niby pierwsze demokratyczne wybory mają być wykwitem lepszego, a przecież stają się tylko tłem dla niezagojonych ran zaczynających rozrabiać po czterdziestopięcioletnim głodzie sudeckich Niemców.  Kiedy jednak dochodzi do morderstwa byłego SS-mana, a nasz dziennikarz zostaje dotkliwie pobity,  historia mocno przyspiesza.

Po przygranicznym etnicznym tyglu zaczyna oprowadzać go Klara Bittmanová nosząca na barkach sudeckie brzemię, a obraz komplikuje się jeszcze bardziej. We wszystkim rolę odgrywa pozornie teatralna dramaturgia, która służy głównie teatralnym scenom. W końcu Żyd, sudeccy Niemcy, skinheadzi, cyganie, mundury SS, “zachodni” Niemiec z elektrycznym czajnikiem(początek lat 90-ch) i wysłannik prezydenta Havla w sosie czasów amnestii, muszą brzmieć jak szaleństwo. Tu jest to mimo wszystko przemyślane i szeroki kontekst z opisem rzeczywistości bardzo ubogacają Sudetenland.

 

Sudetenland jednocześnie ciężko się kategoryzuje. Nie jest to w końcu pełnokrwisty kryminał- a i gdyby - w tej kategorii moglibyśmy znaleźć lepsze. Pojawia się i pięknie podany wątek miłosny przecinający ten rasistowski świat Bruntálu. Najważniejsze spotka nas jednak tuż obok. Gdy dotkniemy myśli i gry podjętej przez autora, wynik jest znakomity. Ta książka bowiem to studium nienawiści reprodukującej się bez końca. Ona w świecie Leoša Kyšy nie kończy się z żadną metryką, nie przykrywają jej krew i krzywdy.  Żyje w głowach przynosząc chmury w każdy słoneczny poranek. Piszący te słowa myśli podobnie.

Photo ©czechypopolsku.pl