Petra Soukupová powraca z książką Najlepiej dla wszystkich, choć powraca to nie najwłaściwszy termin. Pisze wszak Soukupová w dość równych interwałach i nawet nie cierpi z powodu dwóch lat potrzebnych dla polskiego tłumaczenia.
Znamy ją więc dzięki Zniknąć, laureatce Magnesia Litera i choć męczą mnie nieznośne wspomnienia tego zdewaluowanego czeskiego brandu, bo i jest go więcej niż książek wydawanych w Czechach, to Zniknąć zdecydowanie warte jest mszy. Jest i udane Pod śniegiem, a na koniec Najlepiej dla wszystkich, dopełnienie tego quasi-tryptyku. Nie łączy ich treść, a sposób jej wydobywania. Petra Soukupová brnie w detalu, międzypokoleniowo gmatwa, wchodzi do ludzkich butów, znosi dyskomforty a potem ten mało słoneczny realizm kończy książką. Jest w tym faktycznie wyjątkowa, bo kto niby się tak dłubie w drzazgach korpuletnych panienek tuż po tatusiowym komentarzu idącym w swych konsekwencjach w długie dekady. Ktoś by zobaczył późniejszy laur, udaną uśmiechniętą fotę, parę powykrzywianych grymasów, gdy Soukupová zasiądzie na dłużej w kotlecie mielonym. Po chwili wygramoli się na wierzch i z całym tym patelnianym cholesterolem wyprowadzi z tego fabułę jak ta lala.
Nie ma w tym warsztatu scenarzystki i autorki kryminałów w jednym, Ivy Procházkové, nie ma też nieznośnego sado-maso- bluzgu spod znaku kury nioski od harlequinów Macochy Petry Hůlové. Jest za to własny ale ciasny interwał mierzony milionem rodzinnych mini-patologii. Soukupová wie co umie, zna swój sufit, a to walor dziś nie do przecenienia.
Tu mamy niezgrabną i nieprzystającą do siebie trójkę bohaterów, których może połączyć jedynie klamrowe Najlepiej dla wszystkich. Podrostek z praskiego blokowiska z palcem wygiętym od iphonowego wyświetlacza – to głos swojego pokolenia z deficytem rodzinnych relacji i ersatzem paru pseudorodzinnych rytuałów. Notorycznie brakuje mu matczynej uwagi, acz wiek nie pozwala mu jeszcze formułować realnych oskarżeń.
Obok jest matka, aktoreczka z aspiracjami, jakieś większe filmowe perspektywy i dwubiegunowa miłość do syna, wyznaczona fazą dnia, fazą działania alkoholu, tudzież fazą własnego jeszcze niezdeklarowanego egoizmu. Nad tą dwójką czuwa jednak jeszcze większy rodzinny demiurg, wiejska baba z aspirującym morale i szukająca nowego cyklu życia po śmierci męża.
Łączy ich bardzo niewiele, może niewyartykułowany milion pretensji, może swój własny scenariusz na życie i rolę pozostałej dwójki. Potem już nic. Wiek, środowisko, etosy prawdziwe i postulowane, same różnice. Cóż jednak różnice, rozjeżdzające się wektory, gdy na papierze widnieje rodzina jak byk.
Koncepcja chronologii rodzinnego dziennika może męczyć, detal za detal, moje przeciw twojemu, w tym samym czasie. A przecież wiemy, że to ważniejsze się wyłoni, coś co domknie rodzinną toksykologię, co obnaży, trochę pomoże zrozumieć. Wydrążymy w tym swoje własne prawdy umocowane w naszych własnych życiorysach, kogoś obdarzymy sympatią, komuś odmówimy szans. Petra Soukupová w to właśnie chce grać, chce nas ubabrać fabułą, żadne tam rocznicowe zdjęcia, tylko drzazga za drzazgą. Nie leczy, nie prowadzi za rękę, by na koniec nas nauczyć, że bywa po prostu ciężko.
Najlepiej dla wszystkich zyskuje im bliżej jej do swego finału, dopiero wtedy pokaże swą twórczą moc rozpisaną codziennym truizmem. Rysy pokoleń, rysy różnych nomenklatur, asynchronia kulturowa, wiejsko-miejskie dychotomie, a dalej kawałek wewnętrznego piekła będącego udziałem nas wszystkich.
A dlaczego Najlepiej dla wszystkich? Niech odpowiedź nie będzie trailerem…..bo nic innego w obrębie rodziny nie wymyśliliśmy.
Photo © czechypopolsku.pl