Okładka książki Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami Protektorat Czech i Moraw, 1939-1945

Pochodzące z tytułu dzisiaj recenzowanej książki “Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” będące luźnym cytatem z generała Aloisa Eliáša, jest znakomitą zachętą do jej lektury. Ma bowiem w sobie to ziarno prowokacji względem – co tu dużo mówić – mocno dyskusyjnej postawy Czechów wyłamując się jednocześnie polskim stereotypom opartym o dość szczątkową w tym temacie wiedzie.

Piotr M. Majewski i jego “Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami Protektorat Czech i Moraw, 1939-1945”, nie ma przy tym w żadnej mierze wywrotowego charakteru, a swe korzenie wywodzi z czystych intencji historyka. Ten przecież czerpiąc ze świetnej kwerendy – bynajmniej też nie pochodzącej z polskiej literatury – stawiając na rozpisaną żywo chronologię wydarzeń i umykając nudzie, umiejętnie zaznaczył swoje wnioski.

Takie może dać choćby przewijający się od pierwszych stron prezydent Emil Hácha. Trudno w tym nobliwym dobrotliwym starcu dostrzec kolaboranta, trudno też nie uśmiechnąć się nad jego berlińską przygodą, gdy zasłaniając się prawniczą kazuistyką i przypisując całemu wydarzeniu z 15 marca 39 roku sobie tylko zrozumiałe wytłumaczenie, plótł kocopały niegodne męża stanu. Nie można również zapomnieć o postawie wobec Żydów, którzy przyjmując na siebie ciężar niemieckich działań, byli czeskiemu prezydentowi obojętni. Lecz czy złożenie na barki tego niedecyzyjnego politycznego fajtłapy ciężaru całej upadającej I Republiki to nie żart? Tego niesamodzielnego, obijanego przy każdej sposobności przez Karla Hermanna Franka człowieka bez refleksji podwójnej gry toczącej się z Niemcami, nikt poza nimi nie mógł chcieć na tym stanowisku. Niestety jednak brak odpowiednich przymiotów charakteru nie zwalniał go z odrobiny przyzwoitości, nakazującej po śmierci reichsprotektora Reinharda Heydricha niehajlować na zawołanie. Może trochę jeszcze tłumaczyło go końcowe zdziecinnienie i demencja, ale czyż nie można było ostatecznie się garbić odrobinę mniej?

Figura Háchy jest o tyle ważna dla całej historii Protektoratu, że jest genezą ówczesnej polityki ”na alibi”, gdzie początkowe umiejętne rozgrywanie mającej masowy charakter projektu Wspólnoty Narodowej ustępowało dobrowolnemu pchaniu się w ręce okupantów. Bo czy jeśli obrzydliwy nie jest defetyzm prezydenta, obrzydliwa może być nadgorliwość Josefa Klimenta, wyprzedzanie ustaw norymberskich, by uprzedzać Niemców w defraudacyjnym ataku na żydowskie pieniądze?

Warto tu również wspomnieć największą zaletę tytułu “Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami Protektorat Czech i Moraw, 1939-1945”, a więc jej zręcznie podaną wszechstronność. Dlatego także zapewne cały chronologiczny zamysł historii Protektoratu Czech i Moraw wzbogaca kontekst szeregu wtórnych planów. I tak antysemityzm Czechów Piotr M. Majewski wypełniają gadzinówka Arijský Boj, Żydów systematycznie denuncjująca, Żandarmi czescy zachowujący się na ogół przyzwoicie (z wyjątkiem niezasymilowanych Żydów i Romów), czy sama wielkość żydowskiej populacji ówczesnej Pragi w zestawieniu z Warszawą i Wiedniem. Jest stąd też szereg postaci o różnie rozłożonych akcentach, jak broniący się w mojej ocenie Miloš Havel– właściciel Barrandova, egocentryczna i bezrefleksyjna Lída Baarová, Vlasta Burian, czy Pierwszy Kolaborant Protektoratu Emanuel Moravec.

Jednak myliłby się ten, kto pomyślałby o przesadnie ”beletrystycznym” charakterze historii przedstawianej przez Piotra M. Majewskiego. Tu nie ma bowiem mowy o rozrzedzeniu mającej swoje jasne interwały historii, a historyczny warsztat nie pozostawia niedomówień. Jest do tego i doskonały zmysł, by tę rzetelną literaturę historyczną podżyrować świetnym wyczuciem proporcji własnych nienachalnych wniosków, obserwacji, jak i wszelakich wątków pobocznych. W efekcie więc czytelnika nie omija wiedza o obrzydliwej czeskiej Fladze(Vlajka) i jej prawicowych odpałach, całej sekwencji wydarzeń, licząc od samych początków Protektoratu z jej quasi-łagodnym obliczem Konstantina von Neuratha, przez przykręcenie śruby po zwycięstwie nad Francją i potem zabójstwie namiestnika, aż po stopniowy zjazd niemieckiej retoryki. Skądinąd to właśnie zbliżający się upadek III Rzeszy stanowi najlepszy epilog “Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami Protektorat Czech i Moraw, 1939-1945”, gdy duchowa wątłość oczywistych politycznych kolaborantów końca wojny ustępuje ich rozpaczliwym próbom ujścia z życiem.

Pan prof. Piotr M. Majewski napisał książkę nie tylko będącą jedną z nielicznych monografii tamtej doby czeskiej historii w rodzimej literaturze, ale też pozycję w każdym calu przemyślaną i wartościową. Za powyższe piszący te słowa serdecznie dziękuje.

Z innych tekstów polecamy: Betlemské světlo-czyli jak miło tego pana u nas gościć, Česká Skalice-czyli drugi z nieoczywistych typów wakacyjnych, Winiarnia u Czecha-czyli mocny lokal na mocną czwórkę, Císařský trchanec-czyli Franta Pepa Jednička i jego szama, Czeska geopolityka-czyli strategia poszukiwania politycznego alibi.

Photo © czechypopolsku.pl

Similar Posts