Z Baťą w dżungli Markéty Pilátové podąża dla czytelniczego rozumu ścieżką dość wdzięczną. Pozostawia w tyle przepisywaczy ludzkich losów i zdarzeń, drżącą ręką próbujących trzymać się chronologii, by sięgnąć po mit którego czeska historia się dotąd nie dopracowała. Mijały powojenne dekady, Jan Antonín Baťa, zamorski kontynuator sagi obuwniczych potentatów, pozostawał co najwyżej wysokiej rangi zdrajcą, a nad wszystkim utrzymywała się chmura czechosłowackiej razwiedki. Jan Antonín Baťa karczował podówczas brazylijską dżunglę szukając przestrzeni dla zlińskiego mitu nowej technokracji, jakim stworzył go jego zmarły brat Tomáš. Nie spoglądał za siebie, ufał duchowi pracy, śmiejąc się niedowiarkom w oczy. Był jednym z tych których nie nadwątli żaden straszny los.
Markéta Pilátová podjęła się roli beletrystycznej kronikarki tej historii nieprzypadkowo. Brazylia była jej drugim sercem, a czeski wbijany do głowy wnuczki naszego bohatera, Dolores Baťa Arambašič, mocna brazylijska kawa i wspólne posiedzenia przy rodzinnych epistołach i licznych materialnych świadectwach domu, musiały ją skłonić do napisania tej książki. Zbliżył ją do tego zapewne też poznawczy rozkrok, gdy ziemia obiecana i etniczna inność, każą znowu poszukiwać domu dla naszych serc. Z Baťą w dżungli rodzi się bowiem z tęsknoty za funkcjonalistycznym międzywojennym Zlinem czasów, gdy baťowski mit założycielski dopiero raczkował. Dryl, edukacja, rozpisane sztywno role i budzący się każdego dnia wizjoner szturmem zagarniający dla siebie świat.
Pozycja Z Baťą w dżungli stworzyła beletrystyczny amalgamat rodzinnych skrawków, podając nam tę rodzinną opowieść na nowo. Córki, Ludmila i Edita, serbski zięć, sama Dolores i duch tego najważniejszego, budują całą oś wydarzeń. Czasem na siebie nachodzą skokowo brnąc w rodzinne niuanse, czasem też towarzyszymy w onirycznej podróży Janovi. Ten przenika miejsca w swoim rozgoryczeniu nad własnościowymi perturbacjami, sądowymi bataliami z kanadyjską odnogą rodziny Baťów, tudzież w swej wstrzemięźliwości powoli dostrzegającego zalety swych wyjątkowych córek. Ich życie prywatne, pełne pasji, nigdy nie mogło być kością niezgody dla rodzinnych planów. Trudno mówić o cięgach od życia, bo to był bardziej rodzinny aksjomat, z którego nie można się wyrwać. Źródło miał przy tym tam gdzie Wałacha ze Zlina skrzyżowano z pasją i determinacją sięgającą dalej niż jedno pokolenie. Cała ich brazylijska Baťatuba była ich wspólnym szczęściem, nawet jeśli padały przy tym jak muchy ich skromniejsze życiowe ambicje.
Z Baťą w dżungli to też ukłon wobec różnych dziejowych krzywd, które dozowane co jakiś czas, mają rzucić szersze światło na całą tę narrację. Rolę grajków więc powierza Pilátová Benešovi, Jindřichovi Waldesovi, założycielowi firmy KOH-I-NOOR, dzisiejszemu premierowi Andrejovi Babišovi, czy paru przemalowanym zdrajcom na komunistycznym garnuszku. Często te drugoplanowe wątki dają siłę głównej linii narracji, bywa że i są urywane bez wyraźnej kontynuacji. Ostatecznie jednak całość wydaje się w sposób przemyślany wychodzić z tego obronną ręką. Godzić w końcu pokolenia, tudzież partykularyzmy, gdy w grę wchodzi taka góra obuwniczego złota, wydaje się cokolwiek karkołomne.
Z Baťą w dżungli to wreszcie dydaktyczny wkład w nieznane. Dekrety Beneša nadal grają rolę czeskiej racji stanu, a piękne papeterie instrumentalnie wysyłanych pod adresem Baťów listów polityków to tylko znak czasów.. Skądinąd przeżyć czasy pierwszej republiki, swój brazylijski kapitalistyczny sen, by powrócić do Czech XXI wieku i dostrzec tę samą ”komunistyczną” impertynencję, to trudna życiowa lekcja. Nikt też po tej książce nigdy już nie pomyli Tominy, Jana Antonína i Tomíka Baťów, a między nimi układa się sedno tej historii.
I na koniec jeszcze historia, czy już w zasadzie ponadczasowy delikates z udziałem matki braci Baťów i Tomáša Garrigue’a Masaryka. Niech z niej płynie nauka, czym jest klasa wielkiego człowieka. To już jednak musicie sięgnąć po książkę sami.
Photo © czechypopolsku.pl