Każdy rok przynosi takich pozycji jak Nikdy neříkej nikdy kilkanaście. Modus operandi  to raptem kilka głośnych nazwisk, niezbyt problematyczna fabuła i bardzo często anglojęzyczna ścieżka muzyczna. Szczęście formatu dopełnia też szczęśliwy finał, do którego droga jest możliwie nieskomplikowana, tudzież wszechobecny patos zbudowany z mocno przerysowanych postaci. Nikdy neříkej nikdy nie licząc dwóch elementów w tę kliszę wkomponowuje się idealnie. Brakuje tu bowiem jedynie anglojęzycznej muzyki i wypaczonych przesadą postaci. W obu przypadkach filmowi wychodzi to na dobre. Rodzima muzyka tłumi przecież nieznośną amerykańską behawioralność spojrzeń zza ociekających deszczem spojrzeń etc, a postacie skonstruowane z umiarem są nam zawsze bliższe.

Jest jeszcze wart wspomnienia, a pełniący w tego typu produkcjach rolę  artefaktu język słowacki. Ot posługująca się tym narzeczem teściowa, latorośl z pierwszego małżeństwa, kochanek, góral ze śliwowicą pod pachą, czy po prostu jedna z postaci. Trudno z analizą wychodzić tu za daleko vide: może chodzi o słowackich koproducentów? Dla mnie jednak geneza zjawiska tkwi gdzieś między nutką protekcjonalizmu wobec dawnych współobywateli, rudymentarną znajomością tegoż języka u współczesnych Czechów i samym jego zaśpiewem. 

Nikdy neříkej nikdy rozpoczyna kolaż bezdusznie krótkich klisz z rozwodów dwójki głównych bohaterów(Naďa i Petr), dający pozory układania się w jeden ich wspólny rozwód. Gdy jednak naszą czesko-słowacką parę rozwodników chwilę później wiąże samochodowa stłuczka przed budynkiem sądu, przesłanie zaczyna być jasne. Wszystko złe z czasem przynosi coś dobrego, a całą robotę wykona za nas życiowa karma aranżując nam życie w przedziwne sploty okoliczności. On trafi na jej lekcje jogi, ona kobiecym uchem wsłucha się w jego dorastającego syna, on znowu wypełni męską lukę w życiu jej młodszej córeczce etc.  Reżyser nie sufluje nam tuzinem dalszych planów(większość fabuły wypełnia sprawna para aktorów: Tereza Kostková i Tomáš Maštalíř) i choć jest tu garść epizodycznych wątków dodających filmowi koloru (Erika Štárková, Ondřej Sokol), priorytet jest jasny. Nadany jest wykuwaniu się nie bez trudności  patchworkowej rodziny. Bez karykaturalnych  przygód, infantylnych zachowań i z nieprzerwanie ciepłym humorem. Warto odnotować też brak miejsca dla klisz politycznej poprawności, gdyż Nikdy neříkej nikdy ani przez chwilę nie generuje takiej potrzeby. Są w nim, i owszem, nachalna lokacja produktów i rachunek mówiących po słowacku trącący karykaturalnością(wszystkie dzieci z obu stron), ale da się to wybaczyć.

Ogółem więc ramy fabuły gatunku romantycznej komedii, Nikdy neříkej nikdy zostały mocno porozciągane dzięki niewymuszonemu dowcipowi(wyjątkiem może jest numer ze śmietnikiem)  bez grania zdartymi reżyserskimi płytami.  Całość też dzięki temu robi wrażenie paradoksalnie dość na poziomie.

Z innych wpisów polecamy: Cafe. Bar. Letka.-czyli gdzie w Pradze jadać śniadania, Buď chlap – czyli pana reżysera chyba mocno poniosło, Škvorecký café – czyli być tam to czysta przyjemność, Havelská Koruna- czyli o co tu w zasadzie chodzi, Utopence-czyli po prostu topielce.

Photo © Bontonfilm